Recenzja filmu

Pięć koszmarnych nocy (2023)
Emma Tammi
Josh Hutcherson
Piper Rubio

Jedno bolesne wspomnienie

Doceniam w "Pięciu koszmarnych nocach" fabularne umocowanie w życiowym dramacie, ale jest on zbyt jednowymiarowy i repetytywny. Kryminalna zagadka aż do finału ani drgnie.
Jedno bolesne wspomnienie
Oto zapomniana i rozpadająca się pizzeria z salonem gier Freddy Fazbear's Pizza. Miejsce to miało kiedyś status kultowego i było atrakcją pierwszego wyboru dla okolicznych mieszkańców. Do czasu jednak, gdy w okolicy zaginęło kilkoro dzieci. Wszystkie tropy prowadziły bowiem do popularnej restauracji, ale sprawa nigdy nie została wyjaśniona. Miejsce o krystalicznym PR zostało owiane aurą grozy i omijane szerokim łukiem. Jedyna osoba zmuszona do przebywania w nim to stróż na nocne zmiany. Tę niekorzystną i niekomfortową ofertę pracy przyjmuje Mike (Josh Hutcherson) – nieudacznik i życiowy rozbitek starający się wychować i zastąpić rodziców swojej znacznie młodszej siostrze, Abby (Piper Rubio). 


Emma Tammi, reżyserka "Pięciu koszmarnych nocy", na pewno chciała, by jej film był czymś więcej niż anonimowym, jesiennym straszakiem. Niewątpliwie zależało jej też, by nie był jedynie zrobioną na zamówienie studia adaptacją popularnej gry wideo. Na slasherową jatkę przyjdzie czas, ale wcześniej Tammi skupia się na roztrzęsionym i bezradnym bohaterze. Dowiadujemy się, że jego życie zostało naznaczone przez tragiczne porwanie młodszego brata, którego miał przypilnować. Wystarczyła chwila nieuwagi. Ostatnie wspomnienie z braciszkiem, machającym przez tylną szybę i pogoń za autem złoczyńcy, zostało w Mike'u na zawsze. 

Koszmarne noce, koszmarnymi nocami. Najstraszniejsze są jednak dni. Ciągłe zwolnienia z pracy (przez niezdarność, niesubordynację bądź brak kompetencji), beznadziejne wiązanie koniec z koniec, zawiadomienia o niezapłaconych rachunkach i wyczerpująca batalia z natrętną ciotką o prawo do wychowywania Abby. "Pięć koszmarnych nocy" balansuje na granicy dramatu rodzinnego, thrillera i horroru. Film Tammi ma również w sobie odrobinę kampu. To za sprawą rozczulająco złowieszczych robotów, ponaddwumetrowych animatronicznych pluszaków (misiek, lisek, królik, kaczątko), mających smykałkę i do instrumentów, i do krwawego rozszarpywania nieproszonych gości.  


Korzystnie na "Pięć koszmarnych nocy" wpływa na pewno stylizacja na wczesne lata dwutysięczne i retrowyposażenie Freddy Fazbear's Pizza. Konsole do gier, rozstrojone i nierówno świecące neony, składziki z niedziałającym sprzętem i dobiegające zewsząd skrzypienie. Widać, że było to miejsce tętniące życiem, któremu ktoś brutalnie odciął dopływ krwi. Emma Tammi pozwala sobie w tej sprzyjającej scenerii na tylko jedną rozbudowaną horrorową sekwencję. Sprawia ona jednak wrażenie doczepionej na siłę, może nawet niepasującej do tonu film, mającej jedynie zaspokoić oczekiwania fanów kina grozy. 

Doceniam w "Pięciu koszmarnych nocach" fabularne umocowanie w życiowym dramacie, ale jest on zbyt jednowymiarowy i repetytywny (ciągle ta sama bieda i ten sam sen o porwaniu wracający do Mike’a). Kryminalna zagadka aż do finału ani drgnie, bo w prawie dwugodzinnym metrażu nie znalazło się miejsce na podsuwanie tropów. Gatunkowy horror czasami o sobie przypomina, ale jedynie przy okazji, więc może lepiej byłoby dla narracyjnej struktury, by "Pięć koszmarnych nocy" w ogóle nie zapuszczało się w te rejony. Kilka tematycznych warstw często bywa atutem. Niestety w filmie Tammi nie pracują one na ogólny sukces, rozjeżdżają się bowiem w różnych kierunkach i dopiero w finale sklejają się "na dobre słowo" w jedną fabułę. Choć może tak właśnie miało być. Jeśli kino opowiada o zjawiskach nadprzyrodzonych, to zawieszenie niewiary jest obowiązkiem każdego widza.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones